Tao Yuanming
Pijany pustelnik
tłum. Jarek Zawadzki
CreateSpace, 2012
Poezja
Tao Yuanming 陶淵明 (365–427) – znany też jako Tao Qian 陶潛 – należy do najwybitniejszych poetów chińskich, śmiem nawet twierdzić, iż był on największym poetą języka chińskiego przed okresem panowania dynastii Tang, choć niektórzy podnieśliby tu zapewne głos, wołając, że Qu Yuan był większym od niego poetą; ale nie, Qu Yuan nie był większy – był wcześniejszy.
Jak zdecydowana większość inteligencji w dawnych Chinach, Tao był urzędnikiem. Takie życie nie odpowiadało mu jednak. Postanowił więc porzucić miejski gwar i państwową posadę, aby osiąść na wsi w okolicach Jiujiangu – miasta leżącego (wg obecnego podziału administracyjnego) na północy prowincji Jiangxi.
Obszar ten po dziś dzień jest jednym z ładniejszych krajobrazowo rejonów Chin, nie rozwinął się tam bowiem jeszcze na wielką skalę przemysł przetwórczy, a ludność utrzymuje się głównie z rolnictwa (przede wszystkim z uprawy bawełny) oraz kopalnictwa odkrywkowego kamieni. Tam też znajduje się jeden z najsławniejszych w Chinach masywów górskich: Lushan, do którego nawiązuje Tao Yuanming w swych utworach nazywając go Południową Górą, czy też Południowymi Górami.
Sam poeta nie stronił od alkoholu, który sam pędził, bądź w inny sposób nabywał. Nie był on z resztą jedynym chińskim poetą, który zapisał się w historii jako bard od butelki: jego wiernym – w tym względzie – naśladowcą był Li Bo, żyjący kilkaset lat po śmierci Tao Qiana. Na temat Li Bo krąży nawet anegdota, że będąc pijany utopił się, chcąc objąć odbicie księżyca w jeziorze. Tao Yuanming nie doczekał się takich rewelacji na swój temat – może dlatego, że był pustelnikiem w odróżnieniu od Li Bo, który był hulaką i częstym bywalcem na cesarskim dworze.
Okres w którym przyszło żyć panu Tao, to wyjątkowy czas w historii Chin. Cesarstwo Chińskie rządzone przez dynastię Han legło w gruzach ponad sto lat przed narodzeniem poety. Państwo rozpadło się na trzy rywalizujące ze sobą kraje. Po kilku dekadach walk doszło ponownie do zjednoczenia pod wodzą dynastii Jin, ale okres jedności nie trwał zbyt długo i Chiny ponownie się rozpadły, doszło do wyraźnego podziału między południem a północą. Sytuacja zarówno polityczna jak i gospodarcza była niestabilna, co sprzyjało wszelkiego typu przekupstwom, oszustwom i podstępnym knowaniom zarówno w łonie administracji rządowej jak i wśród kupców. Tao Qian, nie przystosowany do życia w wilczym stadzie, pojął beznadzieję swej sytuacji i oddalił się od świata, by zamieszkać na wsi.
Te burzliwe politycznie czasy były również świadkiem nasilenia się wpływów buddyzmu, który pojawił się już pod koniec rządów dynastii Han. Dzięki znacznym podobieństwom co niektórych pojęć buddyjskich do niezwiązanych z nimi pierwotnie pojęć taoistycznych, obie filozofie (czy też religie) zaczęły się wzajemnie przenikać. W wierszach Tao Yuanminga widać już delikatne wpływy tejże wymiany kulturowej, jaka zachodziła na ziemiach chińskich w owym czasie – tu i ówdzie polemizuje on z buddyjskimi doktrynami. Podobno zaproponowano mu nawet wstąpienie do klasztoru buddyjskiego, na co Tao Yuanming się zgodził pod warunkiem, że będzie mógł pić. Jego warunek został spełniony, ale sam poeta nie zabawił zbyt długo wśród mnichów.
Tao Qianowi, wychowanemu w tradycji konfucjańskiej, nie obce były silnie przyziemne doktryny Konfucjusza – Wielkiego Nauczyciela – które również wplata między swoje słowa.
W niektórych utworach Tao Yuanming krytykuje zarówno taoistyczne jak i buddyjskie wizje sprawiedliwości czy też bytowania duszy po śmierci ciała.
Przeprowadzka – dwa wiersze
Wiersz I
Chaty nie lepsze w Południowej Wiosce,
Ale mieszkańcy tam zacni choć prości.
Od dawna się tam chciałem przeprowadzić,
By dni i noce móc spędzać w radości.
Myślałem o tym całymi latami,
A dziś opuszczam swoją starą chatę.
Czy mi dużego mieszkania potrzeba?
Starczy mi łóżko mieć, dach, jakąś matę.
Czasem sąsiedzi w gościnę się zjawią,
By dawne dzieje omówić od nowa.
Wielkich pisarzy podziwiamy teksty,
Tłumacząc sobie co trudniejsze słowa.
Wiersz II
Wiosna przynosi dni pięknych bez liku.
Chodzę po górach, wierszy pełno w głowie.
Wyglądam z domu i przyjaciół wołam.
Gdy wódkę mamy, pijemy na zdrowie.
Jak w polu praca, każdy wrócić musi;
Ale powinność tę skończywszy całą,
Znów wychodzimy, by się z sobą spotkać.
Na pogawędkę zawsze czasu mało.
Czyż nie wspaniałe tutaj wiodę życie?
Po cóż opuszczać miał ja bym te strony?
Sam tu o szatę swoja dbam i strawę.
W polu pracując, byt mam zapewniony.
Codziennie pada, więc piję samotnie
Wszystko, co żyje, ku skończeniu bieży.
Nigdy się ludzie temu nie dziwili.
Podobno byli jacyś nieśmiertelni,
Lecz gdzie mi takich w tej to szukać chwili?
Stary przyjaciel dał wódkę w prezencie,
Mówiąc, że pić ją, by nie umrzeć, trzeba.
Po pierwszym łyku, ulatują troski;
Po drugiej czarce, nie pamiętam nieba.
Jakżeby niebo nas opuścić mogło?
Nikt swej natury przecież nie pokona.
Garstka żurawi wysoko się wzbija,
Lecz w końcu wraca z rubieży zmęczona.
Ja się natury zwyciężyć nie staram.
Już lat czterdzieści w jej żyję poręce.
Stare me kości, lecz duch jeszcze młody.
W zgodzie z nią jestem; co tu gadać więcej.